Nasze słowa mają wielką moc…! Mogą być jak powiew wiatru, jak promień słońca na niebie, jak rosa o poranku…, ale mogą też być ostre jak nóż, jak naboje wystrzeliwane z karabinu maszynowego lub jak kule armatnie…
Bardzo mało uwagi poświęcamy temu, co wydobywa się z naszych ust. Z wielką łatwością wypowiadamy nasze opinie, osady, nasze prawdy… Ostatnio dużo się nad tym zastanawiałam, widząc w mediach społecznościowych jak ludzie wylewają na siebie kubły z „pomyjami”, tylko po to by udowodnić swoja racje lub tzw prawdę.
A przecież każdy ma „swoja prawdę” i „swoją opinię”, która ewentualnie opiera się na czyjejś prawdzie lub opinii, ale to w dalszym ciągu „prawda”, która jest niczym niepoparta, bo dlaczego czyjaś prawda, na której opieramy nasza prawdę, jest prawdą?!

Nasze „prawdy” są subiektywne, są zbiorem naszych odczuć, doświadczeń, zaczerpniętej wiedzy, ale nie możemy mówić o nich, że są obiektywne, bo nie są!
Jeżeli ktoś obraża druga osobę mówiąc, że wygarnął /wygarnęła jemu/jej prawdę w oczy, to o czyjej prawdzie jest tu mowa???…Mówiąc do kogoś obraźliwe słowa, osady, opinie, tak naprawdę wypowiadamy je na własny temat. To tak jakbyśmy mówili o sobie samych…ale przy okazji raniąc uczucia tej drugiej strony.
Bardzo często wypowiadamy bolesne słowa w stronę naszych dzieci, przyjaciół, znajomych, przypadkowych ludzi, często nie zdając sobie sprawy jaką krzywdę im wyrządzamy.

Słowa potrafią ranić, gorzej niż najostrzejszy nóź…
Rana po zacięciu nożem zagoi się i prawdopodobnie nie pozostanie po niej ślad. Rana wyrządzona złym słowem zostaje…nie goi się i jest bez przerwy rozdrapywana…
Nasze słowa mają moc! Używajmy więc takich, które budują relacje międzyludzkie, które powodują uśmiech na twarzy drugiego człowieka, które są pokrzepiające, a nie wbijające w ziemię. Dobre, życzliwe słowo, wypowiedziane w stronę drugiej osoby, to życzliwe słowo wypowiedziane w swoją własną stronę…
Poniżej chciałam przytoczyć pewną historię, dotyczącą plotek. Jak często zdarzało ci się plotkować na czyjś temat lub rozgłaszać jakieś niestworzone historie, zasłyszane od kogoś, a ten ktoś słyszał od jeszcze kogoś innego i tak naprawdę na koniec nikt nie wie skąd ta plotka się wzięła i ile jest w niej prawdy…
A oto historia, która ktoś wrzucił na FB. Bardzo mi się spodobała i postanowiłam się nią podzielić.
W starożytnej Grecji Sokrates, znany ze swojej wielkiej mądrości, został odwiedzony przez osobę, która z entuzjazmem powiedziała:
– Sokratesie! Wiesz, co waśnie usłyszałem o twoim przyjacielu?
Filozof odpowiedział spokojnie:
– Chwileczkę. Zanim mi to opowiesz, poddajmy to trzem filtrom.
Pierwszy filtr: prawda
- Czy sprawdziłeś, że to, co chcesz mi powiedzieć, jest prawdziwe?
- Nie, po prostu to usłyszałem.
Drugi filtr: dobro
- Czy to, co zamierzasz mi powiedzieć o moim przyjacielu, jest dobre?
- Nie, wręcz przeciwnie.
Trzeci filtr: pożytek
- Czy wiedza o tym będzie dla mnie użyteczną?
- Nie, tak naprawdę nie.
Sokrates spokojnie podsumował:
– Skoro to, co chcesz mi powiedzieć, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani użyteczne… to po co w ogóle o tym mówić?
Przesłanie Sokratesa jest jasne: zanim coś powiesz – zastanów się!
To piękna historia, która daje dużo do myślenia. Zanim zaczniemy znowu strzelac słowami jak z karabinu maszynowego, zastanówmy się po co?
Nie używajmy słów jako broni, używajmy słów jako narzędzi do budowania cudownych relacji, do dmuchania komuś w skrzydła…. Niech nasze słowa niosą miłość, pokrzepienie, radość, a nie bol i cierpienie….A dzięki temu i my sami zaczniemy odczuwać ogromną radość i wielkie spełnienie…i ten podmuch miłości, który daliśmy komuś, wróci do nas ze zdwojoną mocą…
Niech nasze słowa „mają smak cukrowych wat” (Sylwia Grzeszczak).

Leave a comment