Ja w swoim życiu kochałam raz, tak całym sercem…całą sobą. Niestety z miłością to chyba czasami jest tak, jak ze źle ulokowanymi pieniędzmi – możemy zainwestować tak, że staniemy się bogaci i do końca życia jesteśmy ustawieni…albo wszystko stracimy i zostajemy totalnie z niczym. Zarówno w jednym jak i w drugim przypadku nie jesteśmy niestety w stanie tego przewidzieć ani oszacować. Możemy oczywiście mieć pewne sygnały, że być może ta osoba nie koniecznie się sprawdzi jako nasz partner życiowy, ale stan zakochania przypomina trochę stan odurzenia alkoholowego… niby coś czaimy, ale nie do końca….

Z miłością jest też trochę tak jak z dojrzewającym winem, przechodzi ona wiele etapów, żeby w końcu stać się tą najlepszą, najwytrawniejszą wersją. I wcale to nie znaczy, że ma być zawsze sielsko – anielsko, słodko-mdlaco, bo miłość to związek dwojga kompletnie różnych ludzi, osobowości. Chodzi jednak o to, aby się w tym związku uzupełniać, wspierać, budować, żeby być na tym samym poziomie emocjonalnym, być dla siebie wzajemną inspiracją, motorem napędowym do stawania się jeszcze lepszą wersja samego siebie. W miłości między dwojgiem ludzi musi być równowaga w dawaniu i braniu. Nie może być tak, że jedna osoba jest wiecznym kołem ratunkowym, a druga wiecznym topielcem…
W miłości nie chodzi też o to, żeby kogoś zmieniać. Możemy jedynie zmieniać samych siebie i jest szansa, że ta druga osoba pod wpływem zmian, które zaszły w nas samych, zacznie też stawać się lepsza wersją samego siebie. Nie liczmy jednak na to, że kogoś zmieni nasza miłość, to że, będziemy ciągle przymykać oczy na to co nam się nie podoba, akceptować agresje, przemoc czy nałogi… Wiem coś o tym, bo sama byłam w takiej sytuacji. Wydawało mi się wtedy, że moja wielka miłość przezwycięży wszystkie trudności, myślałam, że miłość zwycięży tak jak w bajkach czy filmach romantycznych…, ale życie to nie jest bajka i kiedy czujemy, że sami zaczynami tonąć… to musimy jak najszybciej ratować samych siebie i najbliższe nam osoby (dzieci,jeżeli mamy), za które jesteśmy odpowiedzialni.

Podjęcie decyzji o odejściu nigdy nie jest proste, bo pojawia się strach, brak siły we własne możliwości, czasami psychiczne uzależnienie lub współuzależnienie od tej drugiej osoby…
Ja też się bałam!… bardzo!…, ale nie odejścia, tylko tego, czy dam sobie sama radę … w obcym kraju… bez wsparcia rodziny, (ponieważ cala moja rodzina jest w Polsce), z dwójką małych dzieci….
Dałam sobie rade…i to lepiej niż bym się kiedykolwiek tego spodziewała. Wszechświat nigdy mnie nie zostawił samej i zawsze dostawałam od niego wsparcie.
Od mojego rozwodu minęło już kilka lat (chyba 8 😅). Nie znalazłam jeszcze mojej wielkiej miłości, a podobno w życiu przeżywa się trzy. Pierwsza jest to miłość wyidealizowana, czyli często kochamy nasze wyobrażenie o tej drugiej osobie. Druga miłość jest podobno trudna miłością – bo w tej miłości zostajemy zranieni poprzez kłamstwa, zdrady, manipulacje… a najpiękniejsza jest podobno trzecia miłość, bo jest to miłość, której się nie spodziewamy, przychodzi nie wiadomo skąd w najmniej oczekiwanym przez nas momencie. Spotykamy kogoś i nagle okazuje się, że po prostu do siebie pasujemy. Nie ma tu żadnych oczekiwań, akceptujemy tę druga osobę taką jaka jest…. bo jest po prostu idealna dla nas, a my jesteśmy idealni dla niej….
Jeżeli miałabym jeszcze kiedyś w życiu się zakochać to takiej właśnie miłości bym sobie życzyła…. i każdej osobie!…

Leave a comment