Wychodzę z pracy. Czuję się wyczerpana, pozbawiona energii, psychicznie wypompowana. Jadę po syna do szkoly, a w głowie obmyślam sobie co by tu zrobic szybko na obiad, ale tak żeby jak najmniej sie przy tym napracować. Nagle przypomina mi sie, że córka dziasiaj musi zostać po szkole i że po nią też będę musiala jechać.Bluźnię sobie pod nosem, bo przeciez moim planem bylo jak najszybsze ogarnięcie obiadu i upragniony relaks – czyli położenie sie na kanapie. Poraz kolejny w mojej glowie przewija sie plan dzialania:
1.Odbiór syna ze szkoly.
2.Na obiad tortila z kurczaka, bo to jakies 20min pracy. Nie powinnam sie za bardzo przy tym namęczyć…
3.Odbior córki ze szkoly.
„Ok” – myślę sobie – „plan jest calkiem dobry i co najważniejsze nie powinien zająć zbyt dużo czasu…
Plan zrealizowany, a ja po zjedzonym obiedzie zaczynam sie czuć jeszcze bardziej zmęczona. Odpalam telefon z jakąś transmisją sprzedażową z Polski. Na ekranie wygina się młoda dziewczyna, która strasznie przeklina i generalnie jest niemila. Jest mi wszystko jedno. Kładę się na kanapie i bezmyślnie wpatruję się w ekran telefonu, zupelnie niezainteresowana sprzedażą, bardziej chyba zafascynowana osobą, ktora ten live prowadzi. Nie wiem ile mija czasu, ale chyba dość sporo… Moje bezmyślne patrzenie w telefon, przerywa mój syn, który prosi mnie żebym pomogla mu wnieść rower elektryczny na taras. Zostawiam telefon wciąż włączony, bo przeciez zaraz zamierzam wrócić do tej fascynującej transmisji…
Jednak w miedzyczasie, będąc na tarasie, orientuję się, że wypadaloby podlać kwiaty w donicach, o ktorych lekko mi sie zapomniało. Kiedy w końcu wracam do domu, okazuje się, że transmisja zostaje przerwana. Z nadzieją że ów dziewczyna znowu sie połączy, sprawdzam telefon jeszcze kilka razy…Niestety nie ma już ponownego połączenia. Jestem trochę rozczarowana…
– „Rozłączyli ją pewnie przez te bluźnierstwa” – pomyślałam sobie.
Otwieram lodówkę i wyjmuję ostatnią butelkę Red Bula z nadzieja, że on mi przywróci energię… Zaczynam sie zastanawiać nad tym co mam dalej ze soba począć.Biję sie z myslami, bo z jednej strony nadal mam ochotę położyć się na kanapie i nic nie robić, z drugiej strony ciało podpowiada mi żeby iść na spacer…
W tym momencie niemal natychmiast pojawia sie chochlik, który szepce mi do ucha: „Po co bedziesz jechała na spacer! Przeciez jestes taka zmeczona!…to zupelnie glupi pomysł… jutro pojdziesz…”
„Jutro pojadę” – mówię do siebie półszeptem, tak jakbym chciala jeszcze usprawiedlkiwienia dla samej siebie. Jednak zaraz potem pojawiają się kolejne wyrzuty sumienia, które całkowicie uniemożliwiają mi ponowne zajęcie mojego ukochanego miejsca na sofie.Z bólem serca uznaję, że jednak muszę cos zrobić, aby je uspokoić bo inaczej nici z mojego relaksu… Najpierw zabieram sie za brudne naczynia po obiedzie, zresztą cała kuchnia wygląda jakby przeszlo przez nią tornado… Po uporaniu sie z kuchnią, stwierdzam, że jeszcze poodkurzam… Kiedy i z tym sie uporałam, poczulam ulgę bo w końcu byłam usprawiedlowiona z mojego wcześniejszego bezmyślnego marnowania czasu…
Idę na gore, właściwie nie wiem w jakim celu i wtedy czuję jak moje cialo znowu do mnie mówi, że musze pojechać na spacer. Zbiegam szybko na dół, ubieram buty sportowe i w biegu rzucam do dzieci, że wychodzę.
Stosuję w tym wypadku metodę 5 sekund, o której czytalam w jednej z książek. Polega ona na zrobieniu czegoś właśnie w ciągu 5 sekund i nie pozwoleniu naszemu mózgowi na podjęcie prób wyperswadowania nam tej myśli. Jest to prosta, ale jakże skuteczna metoda.

Wchodzę do lasu i sie z nim witam. Robię tak zawsze, bo czuję sie jakbym byla u niego gosciem. Rześki wiatr rozwiewa moje włosy. W powietrzu unosi sie zapach traw, wilgoci, lisci… Biorę głęboki wdech i czuje jak spokój zaczyna ogarniac moje ciało… Jest już późne popoludnie. Słońce juz sklania sie ku zachodowi. Ptaki zajmują miejsca noclegowe, sporadycznie jeszcze śpiewając, za to w trawach rozlega sie przepiękny, głośny śpiew świerszczy. Jest cudownie… Przystaję, kucam i moje ręce kładę na ziemi. Oddaję jej wszystkie trudy, zmęczenie, prokrastynację dnia dzisiejszego, a dostaję od niej moc i energię. Idąc dalej zatrzymuję sie przy drzewie i je obejmuję, bo wiem, że od niego również dostanę cudowną energię… Całą drogę jestem pochłonięta obserwacją i robieniem zdjęć. Uwielbiam ten kontakt z naturą. Kiedy docieram spowrotem na parking, czuję, że odzyskalam całą utrąconą energię. Czuję się szczęśliwa…
































